Pierwsza wątpliwość przyszła, gdy okazało się, że knajpa nazywa się "myśliwska". Druga, gdy zobaczyłam na ścianach smętnie patrzące łebki jakichś biednych zwierzątek. Trzecia, gdy przeczytałam menu. Otóż były tam: dania z wieprzowiny, dania z wołowiny, dania z drobiu i dania inne. Ha! - myślę sobie, "dania inne"! To tu w różnych karczmach i zagrodach znaleźć można pierogi, kluski i sadzone jajka. Patrzę, patrzę, a pierwsza pozycja "inna" brzmi: gulasz. Trochę mi wtedy, przyznam, rączki opadły, ale niezrażona, poprosiłam panią o kluski śląskie i kapustę, nie zastanawiając się już nad tym, czy w kapuście nie ma przypadkiem smalcu i czy sosik nie będzie pieczeniowy.
Na Śląsku sobie więc nie pojadłam (na szczęście w Kato jest Dobra Karma www.dobrakarma.com ), a kluski śląskie zrobiłam chłopakowi z przepysznym sosem grzybowym.
Przepis na kluski jest najprostszy na świecie (czego dowiedziałam się z bloga White Plate): na 4 części ugotowanych, utłuczonych ziemniaków, 1 część mąki ziemniaczanej. Ugniatamy, formujemy kulki, robimy słynną dziurkę, gotujemy i gotowe! Sos zrobiłam z pieczarek i suszonych grzybków (w sezonie, wiadomo, lepsze świeże), podsmażonych z cebulką na oleju, zaprawionych śmietaną, przyprawionych odrobiną soli, dużą ilością pieprzu i natką pietruszki. Do tego podałam marchewkę uduszoną w maśle z odrobiną cukru, soli i koperku.
Kolejny krok na drodze przekonywania tradycjonalistów, że wegetarianizm to nie tylko tofu i quinoa, ale też tradycyjne, polskie smaki;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz