środa, 23 lutego 2011

Marchewkowe lowe

Czasami dania staja się nagle supermodne. Na przykład teraz, gdzie się człowiek nie ruszy, tam krem marchewkowy z imbirem. Zazwyczaj dodaje się też do niego pomarańczę, co niespecjalnie mi odpowiada, często też kucharze z imbirem przesadzają, zakładając chyba, że smak marchewki należy stłumić.
Mój krem marchewkowy jest mocno marchewkowy;)



W rondelku, na maśle przez kilka minut zeszkliłam cebulę. Dodałam pokrojoną w kostkę marchewkę (4 duże sztuki) i jedną pietruszkę. Zalałam niedużą ilością warzywnego bulionu. Gdy zmiękły, zmiksowałam i przyprawiłam startym imbirem, odrobiną kurkumy i masali, w końcu sokiem z połowy cytryny, solą i pieprzem. Na końcu dodałam kilka łyżek śmietanki. Podałam posypane sezamem i grzankami z chleba.

wtorek, 15 lutego 2011

Walentynki

Za walentynkowe menu chciałabym serdecznie podziękować jednej z najfajniejszych stron kulinarnych w polskim internecie, Kwestii Smaku
Jako że dzień wcześniej zostałam zaproszona na pyszną, acz dość ciężką kolację do węgierskiej restauracji Borpince (www.borpince.pl), postanowiłam nie przesadzać ani z ilością, ani z tłustością, zrobić coś ładnego i smacznego.
Na pierwszy ogień poszły więc conighlioni nadziewane serami w sosie pomidorowym. Nadzienie to kula mozzarelli, 150 gram ricotty, dwie łyżki mascarpone, białko jaja i 3 łyżki parmezanu. Podgotowane i nadziane muszle włożyłam do formy, wypełnionej sosem pomidorowym z krojonych pomidorów na pół z passatą, odrobiną czosnku (mój dodatek), oregano, solą, pieprzem i bazylią. Zapiekałam przez 25 minut w 200 stopniach.

Na deser podałam jogurtową panna cottę z galaretką truskawkową - niestety nie miałam ślicznych foremek w kształcie serca i musiałam użyć zwykłych miseczek.
Galaretkę zrobiłam wg instrukcji, odejmując pół szklanki wody. Nalałam do miseczek (do połowy) i odstawiłam do stężenia. Łyżkę żelatyny rozpuściłam w dwóch łyżkach śmietanki 30%. Pół szklanki takiej samej śmietanki podgrzałam w rondelku z 4 łyżkami cukru i odrobiną esencji waniliowej. Dodałam do niej żelatynę, jogurt naturalny i pół szklanki ubitej śmietanki. Wylałam na galaretkę. Deser był gotowy po 3 godzinach.

Linki do oryginalnych przepisów:
http://www.kwestiasmaku.com/pasta/z_pomidorami/makaron_muszle_z_mozzarella/przepis.html
http://www.kwestiasmaku.com/dania_dla_dwojga/walentynki/panna_cotta_jogurtowa_z_galaretka/przepis.html

Kolejny miks zimowy

Risotto z papryką - robione podobnie jak to z grzybami, które opisywałam wcześniej, tyle że papryki nie trzeba namaczać;)
Kotleciki z fasolki - namoczona i ugotowana kolorowa fasola z duszoną cebulką, świeżą pietruszką, solą, pieprzem i słodką papryką, ugnieciona, uformowana w kuleczki, panierowana odrobinę w bułce tartej.
Sałata z moim ulubionym winegretem z czosnku, miodu, musztardy, cytryny i oliwy.

niedziela, 13 lutego 2011

Pseudosmalec

Nie to, żeby szczególnie brakowało mi smalcu. Nie to, żeby ta pasta jakoś szczególnie przypominała go w smaku. Nie próbuje udawać mięsa, a nazwałam ją tak ze względu na podobieństwo przypraw i jakieś odległe skojarzenie.
Tak naprawdę to po prostu pasta fasolowa z cebulką i majerankiem, bardzo smaczna, a najprostsza na świecie. Do puree z białej fasoli dodałam podsmażoną z majerankiem, solą i pieprzem cebulkę. Do tego żytni chleb i ogórek kiszony.

czwartek, 10 lutego 2011

Arabskie noce

Kuchnia arabska - podobnie jak wspomniana już hinduska - należy do moich ulubionych. Na bliskim wschodzie też nigdy nie byłam (a ostatnie wydarzenia polityczne nie zachęcają do udawania się w tamte strony...), najbliżej autentycznego smaku byłam więc pewnie jedząc falafel od Turka albo jakieś fajne danko w Samirze (www.samira.pl), ale kiedy zobaczyłam "Festiwal kuchni arabskiej", organizowany przez Pannę Malwinnę, pomyślałam, że to właśnie będzie pierwsza kulinarno-blogowa akcja, w której wezmę udział.
No i postanowiłam pójść na całość - przygotowałam talerz smakowitości "Bliski Wschód according to me".

Na początek pyszny i prosty hummus. Puszkę odcedzonej ciecierzycy zmiksowałam z sokiem z połowy cytryny, sporym ząbkiem czosnku i zmielonym w moździerzu sezamem (z braku pasty tahini). Mieszając, powoli dodałam oliwę, przyprawiłam słodką papryką, pieprzem i solą. Done!

Na drugi ogień idą falafle. Znowu zmieliłam ciecierzycę, tym razem jednak nie puszkowaną, lecz surową, namoczoną przez noc. Na jakieś półtorej szklanki dodałam pół cebuli, znów spory ząbek czosnku, zmielony kmin, kurkumę i sól. Z masy uformowałam kuleczki, które usmażyłam w głębokim oleju.
Ciecierzycowe smakołyki podałam z ulubionym sosem jogurtowym z gęstego jogurtu, ogórka, czosnku, kminu, mięty i kolendry i z pitami. Była to pierwsza pita w moim życiu, wyszła nieźle, ale nie była jeszcze doskonała, dlatego przepisu nie podaję i radzę pogrzebać po stronach ekspertów;)
Całość arabskiej wyżerki wyglądała tak:

piątek, 4 lutego 2011

Mam chłopaka Ślązaka...

Kolejna z jakże ciekawych historii dotyczących knajpianych wizyt pewnej wegetarianki: kiedy mój chłopak mieszkał jeszcze w Katowicach, bąknęłam, że mógłby mnie zabrać do jakiejś tradycyjnej knajpy. Wiedziałam, że nie zjem rolady, że karminadel nie dla mnie, że pominę żurek z kiełbaską, ale miałam nadzieję, że coś tam dla mnie jednak będzie, skoro lubię modrą kapustę i kluski śląskie.
Pierwsza wątpliwość przyszła, gdy okazało się, że knajpa nazywa się "myśliwska". Druga, gdy zobaczyłam na ścianach smętnie patrzące łebki jakichś biednych zwierzątek. Trzecia, gdy przeczytałam menu. Otóż były tam: dania z wieprzowiny, dania z wołowiny, dania z drobiu i dania inne. Ha! - myślę sobie, "dania inne"! To tu w różnych karczmach i zagrodach znaleźć można pierogi, kluski i sadzone jajka. Patrzę, patrzę, a pierwsza pozycja "inna" brzmi: gulasz. Trochę mi wtedy, przyznam, rączki opadły, ale niezrażona, poprosiłam panią o kluski śląskie i kapustę, nie zastanawiając się już nad tym, czy w kapuście nie ma przypadkiem smalcu i czy sosik nie będzie pieczeniowy.
Na Śląsku sobie więc nie pojadłam (na szczęście w Kato jest Dobra Karma www.dobrakarma.com ), a kluski śląskie zrobiłam chłopakowi z przepysznym sosem grzybowym.

Przepis na kluski jest najprostszy na świecie (czego dowiedziałam się z bloga White Plate): na 4 części ugotowanych, utłuczonych ziemniaków, 1 część mąki ziemniaczanej. Ugniatamy, formujemy kulki, robimy słynną dziurkę, gotujemy i gotowe! Sos zrobiłam z pieczarek i suszonych grzybków (w sezonie, wiadomo, lepsze świeże), podsmażonych z cebulką na oleju, zaprawionych śmietaną, przyprawionych odrobiną soli, dużą ilością pieprzu i natką pietruszki. Do tego podałam marchewkę uduszoną w maśle z odrobiną cukru, soli i koperku.
Kolejny krok na drodze przekonywania tradycjonalistów, że wegetarianizm to nie tylko tofu i quinoa, ale też tradycyjne, polskie smaki;)